czwartek, 23 stycznia 2014

Gdy choruje dziecko...

Bardzo nie lubię jak mojej Wiktorii coś dolega, zaatakuje ją jakiś przebrzydły nigdy nie zapraszany wirus. On jednak uparcie postanowił się do nas wprowadzić.
Zaczęło się od dzisiejszego poranka. 
Wiktoria obudziła się z wysoką goraczką.
no to sruu jakiś lek przeciwgorączkowy, najpierw pół dawki , zero poprawy.
No to sruu jakiś syrop rzekomo od kaszlu, gorączki, przeziębienia.
Lekka poprawa, na tyle że dziabąg zjadł kaszkę, troszkę się pobawił i poszedł na drzemkę.
Gdy się obudziła sytuacja się powtarza, na termometrze prawie 39 stopni. 
Podałam już całą dawkę leku przecigorączkowego.
Po dwóch godzinach temperatura spadła i odzyskałam naszą śmieszkę.
Mimo to zadzwoniłam do naszej pani doktor i poprosiłam żeby przyjechała ją obejrzeć.
No i jest wirus, dostała syrop, w razie gorączki zbijać i przymusowy areszt domowy :(.
Jak ja tego nie lubię.
Nie lubię gdy moje dziecko jest chore. 
Jak wyjdzie z choroby trzeba będzie coś wymyślić na podniesienie odporności.

2 komentarze:

  1. mnie o jedno prychnięcie dziewczynek paraliżuje. od razu mam wizję kataru, ich cierpienia, nieprzespanych noc, uziemienia.
    zdrowia!

    OdpowiedzUsuń