niedziela, 9 listopada 2014

Wiki i goldi jedyna taka więź :)

Siedem lat temu kiedy mieszkaliśmy jeszcze w wynajmowanym mieszkaniu na Kabatach w Warszawie, za zgodą właścicielki mieszkania kupiliśmy psa. Oboje kochamy zwierzęta, oboje wychowaliśmy się z psami, więc psa chcieliśmy mieć. Chcieliśmy rasę bezproblemową, która kocha dzieci z wzajemnością. Wybraliśmy goldena retrievera z hodowli z Zambrowa.
Bardzo dobrze to pamiętam. Pieski były w domu, biegały sobie po podłodze a my mieliśmy z tej gromadki wybrać naszego towarzysza na długie lata. Goldi bo tak go nazwaliśmy niczym szczególnie się nie wyróżniał. Po prostu wybraliśmy jego. Pamiętam te łapki w bite w moją skórę, te przerażenie w małych oczkach, przez całą drogę był wtulony we mnie jak niemowlę w swoją mamę. To było takie słodkie.
Szczepienia, nauka czystości, mała nauka wychowania. Nasza współlokatorka pokochała go tak samo jak my. Braliśmy go wszędzie, pojechał z nami w podróż poślubną po Europie , na urlop zawsze go zabieraliśmy. Był i nadal jest naszym oczkiem w głowie. Przeżywaliśmy jego pierwszą poważną chorobę-boreliozę. Jego stan był bardzo poważny ale na szczęście pokonał parszywego kleszcza. Od tamtego momentu gdy tylko zrobi się cieplej, kupujemy kropelki przeciw kleszczom. Odpukać działają.
Gdy zaszłam w ciążę  zastanawiałam się jak to będzie z psem jak pojawi się mały wielki człowiek. Czytałam różne informacje od kupna lalki począwszy  skończywszy na zabraniu pieluszki ze szpitala żeby pies mógł oswoić się z zapachem dziecka. Już nie pamiętam co zrobiliśmy ale pierwsze spotkanie Wiki-Goldi wypadło bardzo dobrze. Wiki leżała na łóżku, Goldi  podszedł, powąchał i położył się z boku i obserwował. Gdy tylko zapłakała ze swojego łóżeczka podbiegał do łóżeczka i patrzył co się dzieje. Wiki na początku nie zwracała na niego uwagi, zmieniło się to gdy zaczęła raczkować. Wszystko było u niego ciekawe. Fajnie było pociągnąć go za sierść, włożyć palec do oka, nosa, wyprawiała z nim cuda wianki a on nic, zero reakcji. Nie reagował nawet wtedy, kiedy dorwała się do jego miski. Teraz gdy ma 2 lata Wawa ( w języku mojej córki to pies:)) uwielbia go. Gdy jest pusta miska nasypuje mu jedzenie i mówi wawa jeść! gdy jesteśmy z Nim na spacerze prowadzi go za smycz i przy tym ma bardzo dużo radości. Pokochała go tak jak my go pokochaliśmy. Bardzo się z tego cieszę. Również się cieszę z faktu że nie jest uczulona na sierść psa. Czasami denerwuje się jak Goldi zje jej bułkę mimo że chciała mu dać.
Kochamy go i mimo tego, że wkurzam się że wszędzie jest jego sierść , że czasami brzydko pachnie, nie miałabym sumienia go oddać. Jest nasz i będzie u nas dopóki, nie przekroczy Tęczowego Mostu.












1 komentarz: